rano obudziliśmy się na mega wielkim kacu. Gabi do nas wpadła na fajkę i musiała lecieć, bo jechała na zakupy z mamą. wyjrzałam za okno, a tam śnieg. byłam lekko zdziwiona, ale później pomyślałam i w końcu był grudzień. dotarło do mnie, że ja nie mam kurtki na zimę...
- mamoooo! - wrzasnęłam.
- co? - zapytała, siedząc w kuchni.
- chciałam Ci oznajmić, że ja nie mam kurtki zimowej... - stanęłam w drzwiach kuchni.
- no, to ja Ci dam pieniądze i sama sobie po mieście poszukasz, bo ja jak mam iść z Tobą na zakupy to jestem ciężko chora. - zaśmiałyśmy się.
mama dała mi pieniądze i poprosiłam Bartka żeby poszedł ze mną, bo mi się nie chciało samej chodzić. pochodziliśmy po sklepach i kupiłam sobie kurtkę, buty i bluzę.
- idziesz ze mną? - zapytał nagle Bartek.
- ale gdzie?
- no do kumpli moich na chwilę, bo muszę coś załatwić.
- no mogę iść, ale najpierw idziemy do domu, bo ja muszę się przebrać.
- okej, to idziemy, bo czasu nie ma. - powiedział ciągnąc mnie za rękę.
poszliśmy jak najszybciej do mnie, przebrałam się i poszliśmy. to było jakieś 10 minut drogi od mojego domu. weszliśmy do jednej z klatek długiego bloku.
- no to teraz popierdalamy na czwarte piętro. - oznajmił mi Bartek.
- o dżizys, ja pierdole. - powiedziałam załamana. - pojebało do reszty?
- niee, - zaprzeczył. - to nie jest moja wina.
doszliśmy na to czwarte piętro, zadzwoniliśmy do drzwi. otworzyła nam kobieta, trochę starsza.
- dzień dobry, - przywitał się Bartek. - jest Łukasz?
- a cześć Bartek - przywitała się kobieta. - no jest, wejdźcie.
weszliśmy do środka, Bartek wskazał mi gdzie mam iść. otworzyłam drzwi do pokoju, zaraz za mną wszedł Bartek.
- całkiem dużo tu ludzi. - zaśmiałam się.
- no, jak zawsze. - powiedział chłopak siedzący na łóżku i palący papierosa.
- to masz wesoło. - powiedziałam do niego.
- a tak w ogóle, to Łukasz jestem. - przedstawił się.
- Olka jestem. - podałam mu rękę.
- no, to jest Adi, Alex, Paweł i Robert. - powiedział Bartek, przedstawiając wszystkich po kolei.
- macie coś do picia? - zapytałam. - strasznie chce mi się pić.
- no mamy, - powiedział Łukasz. - chodź ze mną do kuchni, to Ci dam.
poszłam z nim do kuchni, przy stole siedziała ta kobieta.
- mamuś, to jest Olka. - powiedział Łukasz przedstawiając mnie.
- ładną dziewczyną jesteś Ola. - powiedziała mama Łukasza.
- dziękuję. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- co chcesz do picia? - zapytał. - piwo, wódkę, colę...
- obojętnie. - rzuciłam.
wyjął z lodówki żubra. Łukasz poszedł do pokoju, a ja usiadłam z jego mamą i zaczęłyśmy rozmawiać.
sobota, 30 czerwca 2012
niedziela, 17 czerwca 2012
ROZDZIAŁ XXXVI
przez tą kochaną panią wylądowaliśmy wszyscy na komisariacie. nic mi nie zrobili, tylko mama mnie musiała odebrać, ponieważ jestem niepełnoletnia.
- co zrobiłaś znowu? - zapytała mnie wkurzona mama.
- no nic. - odpowiedziałam jej. - to było w obronie własnej.
- a co ona tobie robiła? - dopytywała.
- wyzywała mnie.
- to musiałaś ją bić?
- tak, bo ja sobie nie pozwolę.
- no wiem, to masz po tacie.
- no miło, kurwa. - powiedziałam chcąc, nie chcąc.
- nie klnij, - ustawiała mnie.
- no dobra, ja idę do Gabryśki, nie mam zamiaru się z tobą kłócić.
wyszłam z samochodu pod blokiem i poszłam w stronę domu Gabi. przyjaciółka siedziała na ławce koło bloku wkurzona i dopalała ćmika. usiadłam koło niej, zapaliłam szluga i tak siedziałyśmy w milczeniu jakiś czas.
- co jest, młoda? - zapytała w końcu.
- nic, z matką się pokłóciłam, ale to jest szczegół. - powiedziałam. - a u cie co tam?
- no nic, tak siedzę i palę szlugensa, Bartek jest na zakupach z tatą, nie ma co robić...
- no to idziemy na piwo! - wyskoczyłam.
- według mnie to możemy iść...
udałyśmy się ' naszą ' ławkę w parku. usiadłyśmy wypiłyśmy po piwie, przyszedł Bartek. miło nam zleciał wieczór. Gabryśka poszła do domu, a ja z Bartkiem udaliśmy się do mnie, bo jego tata siedział u nas i czekał za nim. w domu okazało się, że Roman śpi u nas, bo coś tam. więc i Bartek musiał zostać. udaliśmy się jeszcze do sklepu po 0,7 - mieliśmy ochotę na wódkę tej nocy. przyszliśmy i od razu poszliśmy do mnie, do pokoju. całą noc przegadaliśmy o życiu...
- co zrobiłaś znowu? - zapytała mnie wkurzona mama.
- no nic. - odpowiedziałam jej. - to było w obronie własnej.
- a co ona tobie robiła? - dopytywała.
- wyzywała mnie.
- to musiałaś ją bić?
- tak, bo ja sobie nie pozwolę.
- no wiem, to masz po tacie.
- no miło, kurwa. - powiedziałam chcąc, nie chcąc.
- nie klnij, - ustawiała mnie.
- no dobra, ja idę do Gabryśki, nie mam zamiaru się z tobą kłócić.
wyszłam z samochodu pod blokiem i poszłam w stronę domu Gabi. przyjaciółka siedziała na ławce koło bloku wkurzona i dopalała ćmika. usiadłam koło niej, zapaliłam szluga i tak siedziałyśmy w milczeniu jakiś czas.
- co jest, młoda? - zapytała w końcu.
- nic, z matką się pokłóciłam, ale to jest szczegół. - powiedziałam. - a u cie co tam?
- no nic, tak siedzę i palę szlugensa, Bartek jest na zakupach z tatą, nie ma co robić...
- no to idziemy na piwo! - wyskoczyłam.
- według mnie to możemy iść...
udałyśmy się ' naszą ' ławkę w parku. usiadłyśmy wypiłyśmy po piwie, przyszedł Bartek. miło nam zleciał wieczór. Gabryśka poszła do domu, a ja z Bartkiem udaliśmy się do mnie, bo jego tata siedział u nas i czekał za nim. w domu okazało się, że Roman śpi u nas, bo coś tam. więc i Bartek musiał zostać. udaliśmy się jeszcze do sklepu po 0,7 - mieliśmy ochotę na wódkę tej nocy. przyszliśmy i od razu poszliśmy do mnie, do pokoju. całą noc przegadaliśmy o życiu...
czwartek, 14 czerwca 2012
ROZDZIAŁ XXXV
- no co jest? - zapytała. - kogo bijemy?
- tsaa, - powiedziałam od niechcenia. - Mateusz mnie zostawił.
- jak to kurwa zostawił? - zaczęła podnosić ton głosu.
- no kurwa normalnie, - odpowiedziałam jej. - przyszedł i powiedział, że nie chce ze mną być, bo jest jakąś Kasią, czy chuj wie jak jej tam...
- o ja pierdole. - powiedziała. - ja go zabiję. - dokończyła i wybiegła z domu.
dzwoniłam do niej kilka razy, ale nie odbierała, przy następnym połączeniu, miała wyłączony telefon. długo nie czekając, ubrałam na siebie dresy i poszłam, w sumie to pobiegłam. domyśliłam się gdzie mam iść - stare miejsce przesiadywań ekipy. oczywiście znalazłam ją tam. wydzierała się w niebogłosy na Mateusza, w sumie to na jego " nową dupę ",
- weź mi ją stąd. - powiedział do mnie Mateusz, nie ogarniając sytuacji.
- jak mam ją wziąć, wybiegła ode mnie z domu! - krzyczałam na niego, nie mogłam inaczej mówić.
- no normalnie, przecież to twoja przyjaciółka! - krzyknął.
- ja jej nie będę nigdzie brała, ma swój rozum. - powiedziałam, już nieco spokojniej.
- kurwa, jak ona Kasi coś zrobi, to ja nie wiem! - odpowiedział mi.
- sam sobie na to zasłużyłeś. - podeszłam nieco bliżej, by przyjrzeć się tej całe Kasi. nie wierzyłam własnym oczom. tleniony bląd, kilogram tapety na twarzy, różowe tpisy, solarium...
- chodź Gabi. - powiedziałam w stronę przyjaciółki. - nie warto.
- co kurwa nie warto? jak nie warto?
- no normalnie, - odpowiedziałam. - szkoda nerwów na takie ścierwo.
- ejj, mała masz jakiś problem? - powiedziała ta solara swoim piskliwym głosikiem.
- a mam! - powiedziałam do niej.
- jaki kurwa?! - zapytała.
- po pierwsze to nie " mała ", po drugie nie klnij, po trzecie uważaj na tipsy. - powiedziałam, zbliżając się do niej.
- weź wyluzuj, myślisz, że masz dresy to jesteś fajna?
- nie, ja nawet w dresach, bez makijażu, bez tipsów i solarium jestem fajna. nie potrzebuję pokazywać cycków i tyłka, żeby zdobyć popularność.
- ale jak widać, chłopaka ci odbiłam. - powiedziała w moją stronę z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
- teraz to przesadziłaś. - rozpoczęła się bójka. pani blond była cała zakrwawiona, a jakaś kobieta zadzwoniła na policję i na pogotowie.
- tsaa, - powiedziałam od niechcenia. - Mateusz mnie zostawił.
- jak to kurwa zostawił? - zaczęła podnosić ton głosu.
- no kurwa normalnie, - odpowiedziałam jej. - przyszedł i powiedział, że nie chce ze mną być, bo jest jakąś Kasią, czy chuj wie jak jej tam...
- o ja pierdole. - powiedziała. - ja go zabiję. - dokończyła i wybiegła z domu.
dzwoniłam do niej kilka razy, ale nie odbierała, przy następnym połączeniu, miała wyłączony telefon. długo nie czekając, ubrałam na siebie dresy i poszłam, w sumie to pobiegłam. domyśliłam się gdzie mam iść - stare miejsce przesiadywań ekipy. oczywiście znalazłam ją tam. wydzierała się w niebogłosy na Mateusza, w sumie to na jego " nową dupę ",
- weź mi ją stąd. - powiedział do mnie Mateusz, nie ogarniając sytuacji.
- jak mam ją wziąć, wybiegła ode mnie z domu! - krzyczałam na niego, nie mogłam inaczej mówić.
- no normalnie, przecież to twoja przyjaciółka! - krzyknął.
- ja jej nie będę nigdzie brała, ma swój rozum. - powiedziałam, już nieco spokojniej.
- kurwa, jak ona Kasi coś zrobi, to ja nie wiem! - odpowiedział mi.
- sam sobie na to zasłużyłeś. - podeszłam nieco bliżej, by przyjrzeć się tej całe Kasi. nie wierzyłam własnym oczom. tleniony bląd, kilogram tapety na twarzy, różowe tpisy, solarium...
- chodź Gabi. - powiedziałam w stronę przyjaciółki. - nie warto.
- co kurwa nie warto? jak nie warto?
- no normalnie, - odpowiedziałam. - szkoda nerwów na takie ścierwo.
- ejj, mała masz jakiś problem? - powiedziała ta solara swoim piskliwym głosikiem.
- a mam! - powiedziałam do niej.
- jaki kurwa?! - zapytała.
- po pierwsze to nie " mała ", po drugie nie klnij, po trzecie uważaj na tipsy. - powiedziałam, zbliżając się do niej.
- weź wyluzuj, myślisz, że masz dresy to jesteś fajna?
- nie, ja nawet w dresach, bez makijażu, bez tipsów i solarium jestem fajna. nie potrzebuję pokazywać cycków i tyłka, żeby zdobyć popularność.
- ale jak widać, chłopaka ci odbiłam. - powiedziała w moją stronę z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
- teraz to przesadziłaś. - rozpoczęła się bójka. pani blond była cała zakrwawiona, a jakaś kobieta zadzwoniła na policję i na pogotowie.
środa, 13 czerwca 2012
ROZDZIAŁ XXXIV
to tych słowach wyszłam z pomieszczenia. położyłam się do łóżka i po prostu zasnęłam. na następny dzień wstałam o godzinie 12. na nic nie miałam ochoty, nic mi się nie chciało. około 14 Aga wpadła z niespodziewaną wizytą, oczywiście nie obyło się bez browara. opowiedziałam jej wszystko co się działo w moim życiu przez ostatni czas. była w lekkim szoku. Bartek dał znać, że wpadnie. czekałyśmy za nim, ja w tym czasie się ogarnęłam. przyszedł Bartek i oznajmił nam, że za tydzień w weekend są " dni naszego miasta " - czyli melanż. szczerze mówiąc, to nie miałam na niego ochoty, ale nie mogłam przecież cały czas siedzieć w domu. z niespodziewaną wizytą wpadł też Mateusz.
- cześć. - powiedział chłodno.
- cześć. - opowiedziałam. Mateusz patrzył się na Bartka i Agę dziwnym wzrokiem.
- kochanie, musimy porozmawiać. - jęknął od niechcenia.
- to my lecimy już, młoda. - powiedział Bartek, wziął Agę i wyszli.
- no to o czym chciałeś porozmawiać? - zaczęłam. - tylko mi nie mów, że znowu chodzi o Bartka.
- nie. - zaprzeczył. - nie chodzi mi o niego, chodzi mi o to, że nie mogę już z Tobą być. - powiedział, świat mi się zawalił.
- ale... nie możesz ze mną być, czy nie chcesz? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
- no w sumie, to nie chcę, bo poznałem inną... - nie zdążył dokończyć.
- jak kurwa inną? co ty sobie wyobrażasz? łączyło nas dużo, w sumie to nadał łączy. prawie łączyło nas wspólne dziecko, a ty mi wyjeżdżasz, że nie chcesz ze mną być? - krzyczałam jak nienormalna.
- no inną, ma na imię Kasia... - powiedział i teraz też nie dałam mu dokończyć.
- chuj mnie obchodzi jakaś Kasia! wyjdź! - wstał i bez słowa wyszedł.
usiadłam, przykryłam się kocem, otworzyłam ostatnie piwo, i po prosu zaczęłam płakać. w międzyczasie zadzwoniłam do Gabi. nie zdążyłam się rozłączyć, a ona już była pod drzwiami.
- cześć. - powiedział chłodno.
- cześć. - opowiedziałam. Mateusz patrzył się na Bartka i Agę dziwnym wzrokiem.
- kochanie, musimy porozmawiać. - jęknął od niechcenia.
- to my lecimy już, młoda. - powiedział Bartek, wziął Agę i wyszli.
- no to o czym chciałeś porozmawiać? - zaczęłam. - tylko mi nie mów, że znowu chodzi o Bartka.
- nie. - zaprzeczył. - nie chodzi mi o niego, chodzi mi o to, że nie mogę już z Tobą być. - powiedział, świat mi się zawalił.
- ale... nie możesz ze mną być, czy nie chcesz? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
- no w sumie, to nie chcę, bo poznałem inną... - nie zdążył dokończyć.
- jak kurwa inną? co ty sobie wyobrażasz? łączyło nas dużo, w sumie to nadał łączy. prawie łączyło nas wspólne dziecko, a ty mi wyjeżdżasz, że nie chcesz ze mną być? - krzyczałam jak nienormalna.
- no inną, ma na imię Kasia... - powiedział i teraz też nie dałam mu dokończyć.
- chuj mnie obchodzi jakaś Kasia! wyjdź! - wstał i bez słowa wyszedł.
usiadłam, przykryłam się kocem, otworzyłam ostatnie piwo, i po prosu zaczęłam płakać. w międzyczasie zadzwoniłam do Gabi. nie zdążyłam się rozłączyć, a ona już była pod drzwiami.
sobota, 9 czerwca 2012
ROZDZIAŁ XXXIII
- co jest? - zapytała zmartwionym głosem Gabi.
- kurwa, - jęknęłam. - będę musiała wybierać czy ja czy dziecko.
- o ja pierdole. - wypowiedziała tylko to, widać było że ją zatkało.
bez słowa wyszłyśmy z tego chorego budynku. od razu zadzwoniłam do Mateusza i oznajmiłam mu, że musimy się natychmiast zobaczyć. po piętnastu minutach byłam już sama w parku, czekałam na Mateusza.
- no cześć kochanie, co jest? - podbiegł do mnie, i zapytał całując mnie w czoło.
- będę musiała wybierać czy ja czy dziecko. - wypowiedziałam szeptem.
stanął jak wryty, nie wiedział co ma powiedzieć.
- chyba trzeba będzie pogadać z moją mamą. - powiedziałam.
- no nie chyba tylko, na pewno tak. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
udaliśmy się od razu do mnie do domu, w międzyczasie zadzwoniłam do mamy, czy jest w domu. na szczęście była. weszliśmy do domu, mama siedziała przy stole i paliła papierosa.
- mamo... - zaczęłam. - bo byłam u tego lekarza i on mi powiedział że... - łzy wylewały mi się z oczu. - że jak zacznę brać te tabletki na nerki, to dziecko nie przeżyje, a jak ja nie zacznę brać tych tabletek, to po paru miesiącach umrę ja.
- o boże. - wyjąkała i odpaliła kolejnego ćmika.
- według mnie. - wtrącił Mateusz. - powinnaś zacząć brać te tabletki, bo teraz masz tylko szesnaście lat, całe życie przed Tobą, w sumie to przed nami, a dziecko by to wszystko zmarnowało. tu nie chodzi o to że ja nie chcę tego dziecka czy coś w tym stylu, ale to jest jeszcze za wcześnie. - powiedział.
- ja się zgadzam po całości z Mateuszem. - oznajmiła mama. - ja rozumiem, że ty chcesz tego dziecka, ale teraz jeżeli masz wybór albo ty, albo ono, to lepiej żebyś ty przeżyła...
- no w sumie to macie rację. - rzekłam po chwili.
- Olka, bo my nie chcemy Cię tracić. - wypowiedział Mateusz.
- a ja nie chcę tracić jego. - powiedziałam patrząc na brzuch. - no, ale trudno... jeszcze nie jego czas...
- kurwa, - jęknęłam. - będę musiała wybierać czy ja czy dziecko.
- o ja pierdole. - wypowiedziała tylko to, widać było że ją zatkało.
bez słowa wyszłyśmy z tego chorego budynku. od razu zadzwoniłam do Mateusza i oznajmiłam mu, że musimy się natychmiast zobaczyć. po piętnastu minutach byłam już sama w parku, czekałam na Mateusza.
- no cześć kochanie, co jest? - podbiegł do mnie, i zapytał całując mnie w czoło.
- będę musiała wybierać czy ja czy dziecko. - wypowiedziałam szeptem.
stanął jak wryty, nie wiedział co ma powiedzieć.
- chyba trzeba będzie pogadać z moją mamą. - powiedziałam.
- no nie chyba tylko, na pewno tak. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
udaliśmy się od razu do mnie do domu, w międzyczasie zadzwoniłam do mamy, czy jest w domu. na szczęście była. weszliśmy do domu, mama siedziała przy stole i paliła papierosa.
- mamo... - zaczęłam. - bo byłam u tego lekarza i on mi powiedział że... - łzy wylewały mi się z oczu. - że jak zacznę brać te tabletki na nerki, to dziecko nie przeżyje, a jak ja nie zacznę brać tych tabletek, to po paru miesiącach umrę ja.
- o boże. - wyjąkała i odpaliła kolejnego ćmika.
- według mnie. - wtrącił Mateusz. - powinnaś zacząć brać te tabletki, bo teraz masz tylko szesnaście lat, całe życie przed Tobą, w sumie to przed nami, a dziecko by to wszystko zmarnowało. tu nie chodzi o to że ja nie chcę tego dziecka czy coś w tym stylu, ale to jest jeszcze za wcześnie. - powiedział.
- ja się zgadzam po całości z Mateuszem. - oznajmiła mama. - ja rozumiem, że ty chcesz tego dziecka, ale teraz jeżeli masz wybór albo ty, albo ono, to lepiej żebyś ty przeżyła...
- no w sumie to macie rację. - rzekłam po chwili.
- Olka, bo my nie chcemy Cię tracić. - wypowiedział Mateusz.
- a ja nie chcę tracić jego. - powiedziałam patrząc na brzuch. - no, ale trudno... jeszcze nie jego czas...
czwartek, 7 czerwca 2012
ROZDZIAŁ XXXII
obudziłam się w szpitalnej białej sali. siedziała przy mnie mama, Mateusz i Gabi.
- mamo... - wyjąkałam. - co się stało?
- nie wiem co się stało, jeszcze nie przyszły wyniki badań. - powiedziała zmartwiona.
- ja tego nie rozumiem... cały czas czułam się dobrze, ale nagle coś się stało... - nie zdążyłam dokończyć, gdy do pokoju wszedł lekarz.
- nie wiem jak mam to państwu powiedzieć ale... - wszystkim zaparło dech w piersiach. - Ola jest w ciąży.
nikt się nie odzywał przez dłuższą chwilę. w końcu Gabi przerwała tą ciszę pytaniem:
- to jakim cudem znalazła się w szpitalu, skoro ciąża to nie choroba?
- bo jest jeszcze coś... - powiedział lekarz, widać było u wszystkich przerażenie w oczach. - bo Olka ma niewydolność nerek. i po prostu była przemęczona, do tego doszło jeszcze piwo, ja wiem że wszystko jest dla ludzi, ale w tej sytuacji nie możesz teraz nawet go tknąć, po pierwsze ciąża, a po drugie nerki.
- o ja pierdole - powiedziałam po chwili.
- Olka wyrażaj się chociaż teraz. - powiedziała mama zaszokowana.
Mateusz i Gabi siedzieli ściskając mi ręce. Lekarz wyszedł z sali.
- Mateusz może się wytłumaczysz... - powiedziała mama, patrząc na niego wzrokiem zabójcy.
- no ale co mam powiedzieć? - spojrzał najpierw na mamę potem na mnie. - no stało się, trudno.
- trudno? jak wy sobie poradzicie teraz?
- no jakoś trzeba będzie sobie radzić... - wyjąkał.
mama i Gabi później wyszły z pokoju porozmawiać z lekarzem i później miały jechać do domu się wykąpać, przebrać, a przede wszystkim wyspać, bo przecież całą noc nie spały. ja zaczęłam rozmawiać z Mateuszem o ciąży o chorobie.
na następny dzień zostałam wypisana ze szpitala. lekarz umówił się na następną wizytę.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
czekałam na poczekalni cała zdenerwowana. siedziała ze mną Gabryśka, bo Mateusz nie mógł iść ze mną.
- Aleksandra Nowak. - wywołała pielęgniarka z gabinetu doktora.
- idę. - powiedziałam i wstałam.
weszłam do gabinetu, lekarz mnie zbadał i zapisał mi jakieś tabletki.
- coś się zmieniło z tymi nerkami? - zapytałam.
- no tak...
- czyli co? - dopytywałam.
- bo będziesz musiała wybrać, czy ty czy dziecko. - zatkało mnie. - no bo to jest tak, że jak zaczniesz brać te tabletki co ci zapisałem, to Twoje dziecko praktycznie nie ma szans na przeżycie.
nie odpowiedziałam mu. wzięłam torebkę, wyszłam z gabinetu i po prostu się rozpłakałam.
- mamo... - wyjąkałam. - co się stało?
- nie wiem co się stało, jeszcze nie przyszły wyniki badań. - powiedziała zmartwiona.
- ja tego nie rozumiem... cały czas czułam się dobrze, ale nagle coś się stało... - nie zdążyłam dokończyć, gdy do pokoju wszedł lekarz.
- nie wiem jak mam to państwu powiedzieć ale... - wszystkim zaparło dech w piersiach. - Ola jest w ciąży.
nikt się nie odzywał przez dłuższą chwilę. w końcu Gabi przerwała tą ciszę pytaniem:
- to jakim cudem znalazła się w szpitalu, skoro ciąża to nie choroba?
- bo jest jeszcze coś... - powiedział lekarz, widać było u wszystkich przerażenie w oczach. - bo Olka ma niewydolność nerek. i po prostu była przemęczona, do tego doszło jeszcze piwo, ja wiem że wszystko jest dla ludzi, ale w tej sytuacji nie możesz teraz nawet go tknąć, po pierwsze ciąża, a po drugie nerki.
- o ja pierdole - powiedziałam po chwili.
- Olka wyrażaj się chociaż teraz. - powiedziała mama zaszokowana.
Mateusz i Gabi siedzieli ściskając mi ręce. Lekarz wyszedł z sali.
- Mateusz może się wytłumaczysz... - powiedziała mama, patrząc na niego wzrokiem zabójcy.
- no ale co mam powiedzieć? - spojrzał najpierw na mamę potem na mnie. - no stało się, trudno.
- trudno? jak wy sobie poradzicie teraz?
- no jakoś trzeba będzie sobie radzić... - wyjąkał.
mama i Gabi później wyszły z pokoju porozmawiać z lekarzem i później miały jechać do domu się wykąpać, przebrać, a przede wszystkim wyspać, bo przecież całą noc nie spały. ja zaczęłam rozmawiać z Mateuszem o ciąży o chorobie.
na następny dzień zostałam wypisana ze szpitala. lekarz umówił się na następną wizytę.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
czekałam na poczekalni cała zdenerwowana. siedziała ze mną Gabryśka, bo Mateusz nie mógł iść ze mną.
- Aleksandra Nowak. - wywołała pielęgniarka z gabinetu doktora.
- idę. - powiedziałam i wstałam.
weszłam do gabinetu, lekarz mnie zbadał i zapisał mi jakieś tabletki.
- coś się zmieniło z tymi nerkami? - zapytałam.
- no tak...
- czyli co? - dopytywałam.
- bo będziesz musiała wybrać, czy ty czy dziecko. - zatkało mnie. - no bo to jest tak, że jak zaczniesz brać te tabletki co ci zapisałem, to Twoje dziecko praktycznie nie ma szans na przeżycie.
nie odpowiedziałam mu. wzięłam torebkę, wyszłam z gabinetu i po prostu się rozpłakałam.
poniedziałek, 4 czerwca 2012
ROZDZIAŁ XXXI
- cześć. - rzucił z uśmiechem.
- yy, siema. - powiedziałam, Gabi również się przywitała. - ja może was zostawię samych gołąbeczki.
- ej, ej! tylko nie gołąbeczki. - syknęła Gabi.
- dobra, spadam siema. - pożegnałam się. - zadzwoń do mnie później.
poszłam od razu do domu, nie miałam ochoty nigdzie chodzić. w domu o dziwo siedziała mama z Romanem, ale oznajmiła mi, że wieczorem wychodzą na jakąś potańcówkę. i znowu zostałam sama na wieczór, włączyłam sobie telewizor i odpaliłam laptopa. po niedługim czasie zadzwoniła Gabi.
- JESTEM Z NIM! - wydarła się.
- aha! fajnie. - powiedziałam. - przyjdź do mnie, ale to tak za pół godziny, bo muszę iść do sklepu po piwo, bo mam wolną chatę na wieczór.
- okej, spoko. - rozłączyła się.
poszłam szybko do sklepu, kupiłam czteropak i od razu flaszkę, bo po co chodzić w tą i z powrotem. Gabi wbiła do mnie na lajcie, oczywiście nie pukając.
- no siema. - powiedziała i usiadła na łóżku.
- no cześć. - odpowiedziałam jej dopalając szluga. - no to opowiadaj młoda.
- no, bo ja przyszedł to zaczął coś pierdolić, że on coś do mnie poczuł, i że chciałby ze mną być, i że coś tam, i później mi się zapytał czy z nim będę...
- no i się zgodziłaś! - powiedziałam lekko wkurzona.
- no tak! - odpowiedziała. - no, bo wiesz... ja nie będę czekała wieczność na Patryka, muszę coś ze sobą zrobić, może przy Bartku zapomnę o Patryku.
- nie wiem, zrobisz jak uważasz.
- dawaj to piwo, bo mi się pić chce.
otworzyłyśmy sobie po piwie i zaczęłyśmy rozmawiać, przegadałyśmy tak dobre pół nocy.
rano wstałam, i nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami...
- yy, siema. - powiedziałam, Gabi również się przywitała. - ja może was zostawię samych gołąbeczki.
- ej, ej! tylko nie gołąbeczki. - syknęła Gabi.
- dobra, spadam siema. - pożegnałam się. - zadzwoń do mnie później.
poszłam od razu do domu, nie miałam ochoty nigdzie chodzić. w domu o dziwo siedziała mama z Romanem, ale oznajmiła mi, że wieczorem wychodzą na jakąś potańcówkę. i znowu zostałam sama na wieczór, włączyłam sobie telewizor i odpaliłam laptopa. po niedługim czasie zadzwoniła Gabi.
- JESTEM Z NIM! - wydarła się.
- aha! fajnie. - powiedziałam. - przyjdź do mnie, ale to tak za pół godziny, bo muszę iść do sklepu po piwo, bo mam wolną chatę na wieczór.
- okej, spoko. - rozłączyła się.
poszłam szybko do sklepu, kupiłam czteropak i od razu flaszkę, bo po co chodzić w tą i z powrotem. Gabi wbiła do mnie na lajcie, oczywiście nie pukając.
- no siema. - powiedziała i usiadła na łóżku.
- no cześć. - odpowiedziałam jej dopalając szluga. - no to opowiadaj młoda.
- no, bo ja przyszedł to zaczął coś pierdolić, że on coś do mnie poczuł, i że chciałby ze mną być, i że coś tam, i później mi się zapytał czy z nim będę...
- no i się zgodziłaś! - powiedziałam lekko wkurzona.
- no tak! - odpowiedziała. - no, bo wiesz... ja nie będę czekała wieczność na Patryka, muszę coś ze sobą zrobić, może przy Bartku zapomnę o Patryku.
- nie wiem, zrobisz jak uważasz.
- dawaj to piwo, bo mi się pić chce.
otworzyłyśmy sobie po piwie i zaczęłyśmy rozmawiać, przegadałyśmy tak dobre pół nocy.
rano wstałam, i nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami...
niedziela, 3 czerwca 2012
ROZDZIAŁ XXX
stanęłam jak wryta, nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić, żeby ją pocieszyć.
- co?!- wykrztusiłam z siebie. - jak z Tobą zerwał?! dlaczego?!
- powiedział mi tylko, że ma dużo problemów na głowie, że już nie daje rady z tym wszystkim, że mnie nie kocha i nie chce sam siebie okłamywać.
- o ja pierdole. - usiadłam, przytuliłam ją. Gabi załamana, trzymała tylko szluga w ręce, nic więcej nie mówiła, z resztą nie musiała mówić, po jej wyrazie twarzy odczytać się dało wszystko. siedziałam tam z nią całą noc. cały czas rozmawiałyśmy o nim, cały czas wspominała jak i dobre chwile, jak i złe.
rano musiałyśmy się jakoś pozbierać i w końcu się wybrać do szkoły. i tak nie wysiedziałyśmy tam długo, poszłyśmy tylko na cztery lekcje, bo Patryk zadzwonił do Gabryśki, że chce się z nią zobaczyć, bo się czegoś dowiedział. tak więc, długo nie czekając wyszłyśmy z tej dziury i Gabi pognała do Patryka, a ja się umówiłam z Matim. minęło trzydzieści minut zadzwoniła do mnie Gabi cała roztrzęsiona.
- chodz szybko do parku, czekam na naszej ławce, pośpiesz sie. - nie dała mi nic powiedzieć, bo się rozłączyła. udałam się do parku, jak zwykle siedziała na ławce paląc szluga.
- co jest? - zapytałam.
- nic kurwa nie jest. - powiedziała wkurzona. - poza tym, że sadził mi się o Bartka znowu, to nic nie jest. jest tak samo jak było wczoraj.
- po chuj ci się sadził, jak nie jesteście razem?
- bo on stwierdził, że to nie jest chłopak dla mnie, i że jako mój dobry " przyjaciel " powinien mi odradzić taki wybór...
- pojebało go do reszty.
- no, chyba tak... - powiedziała do mnie i ruszyłyśmy w stronę jej domu.
pod jej klatką stał Bartek z czerwonymi różami...
- co?!- wykrztusiłam z siebie. - jak z Tobą zerwał?! dlaczego?!
- powiedział mi tylko, że ma dużo problemów na głowie, że już nie daje rady z tym wszystkim, że mnie nie kocha i nie chce sam siebie okłamywać.
- o ja pierdole. - usiadłam, przytuliłam ją. Gabi załamana, trzymała tylko szluga w ręce, nic więcej nie mówiła, z resztą nie musiała mówić, po jej wyrazie twarzy odczytać się dało wszystko. siedziałam tam z nią całą noc. cały czas rozmawiałyśmy o nim, cały czas wspominała jak i dobre chwile, jak i złe.
rano musiałyśmy się jakoś pozbierać i w końcu się wybrać do szkoły. i tak nie wysiedziałyśmy tam długo, poszłyśmy tylko na cztery lekcje, bo Patryk zadzwonił do Gabryśki, że chce się z nią zobaczyć, bo się czegoś dowiedział. tak więc, długo nie czekając wyszłyśmy z tej dziury i Gabi pognała do Patryka, a ja się umówiłam z Matim. minęło trzydzieści minut zadzwoniła do mnie Gabi cała roztrzęsiona.
- chodz szybko do parku, czekam na naszej ławce, pośpiesz sie. - nie dała mi nic powiedzieć, bo się rozłączyła. udałam się do parku, jak zwykle siedziała na ławce paląc szluga.
- co jest? - zapytałam.
- nic kurwa nie jest. - powiedziała wkurzona. - poza tym, że sadził mi się o Bartka znowu, to nic nie jest. jest tak samo jak było wczoraj.
- po chuj ci się sadził, jak nie jesteście razem?
- bo on stwierdził, że to nie jest chłopak dla mnie, i że jako mój dobry " przyjaciel " powinien mi odradzić taki wybór...
- pojebało go do reszty.
- no, chyba tak... - powiedziała do mnie i ruszyłyśmy w stronę jej domu.
pod jej klatką stał Bartek z czerwonymi różami...
Subskrybuj:
Posty (Atom)